Wielu urzędasów i biurw nudzi się w pracy. Ileż można grać w pasjansa. Więc zaczynają się bawić z internetem. Warto zauważyć, że większość trolli działa od 09:00 do 17:00. Pracują...
2015-03-14 11:58
Platforma Obywatelska celowo i z pełną premedytacją hoduje Polsce pasożyta.
"Myślicie, że urzędników są legiony? Mylicie się - jest ich jeszcze więcej. Jak wynika z ostatnich wyliczeń aż jedna czwarta wszystkich zatrudnionych pracuje za pieniądze podatników, bo w budżetówce. Są to miliony osób. A ich liczba, systematycznie, od lat - rośnie. Nawet o kilkaset tysięcy zatrudnionych rocznie. To oznacza, że urzędników w Polsce jest prawie tyle samo co emerytów i o milion więcej niż rencistów." [1]
To jest autentyczna paranoja, tym bardziej, że świetnie pamiętam słowa Tuska, jak zarzekał się, że będzie administrację zmniejszał. Lecz on głupi nie jest – robił wprost odwrotnie, bo cała ta banda nierobów jest mu niesłychanie potrzebna.
Panie prezesie Kaczyński, bardzo proszę popatrzeć i przemyśleć sobie – tak właśnie buduje się potężny, żelazny elektorat.
"W pierwszym kwartale 2014 r. zatrudnienie w sektorze publicznym wyniosło ponad 3,02 mln osób, co oznacza, iż pracuje w nim 20 proc. ogółu Polaków posiadających pracę. W Polsce jest ponadto około 5 mln emerytów, 2,5 mln rencistów i 2,1 bezrobotnych i 13 mln zatrudnionych w sektorze prywatnym, którzy ich wszystkich finansują." [1]
Człowiek ma w swoim organizmie, konkretnie w jelitach, miliardy różnorodnych bakterii. Jeżeli jest zdrowy, to nie ma wśród nich pasożytów. To organizmy symbiotyczne – biorą coś od człowieka, konkretnie resztki spożytego pokarmu, a w zamian pomagają pokarm rozkładać i przyswajać, a nawet produkują dla swego opiekuna wiele niezbędnych substancji, jak na przykład witaminy z grupy B.
Natomiast jak człowiek złapie tasiemca, to nic od niego w zamian nie dostanie. Wprost przeciwnie, takiego człowieka czekają same kłopoty. Pasożyt, bo tasiemiec jest klasycznym pasożytem, będzie zawsze bez umiaru wykańczał organizm, który go żywi.
Tak więc mamy, w dużej mierze dzięki świadomemu działaniu PO niesłychanie rozrośnięte i zmutowane dwie bardzo szkodliwe warstwy, albo klasy: - klasę próżniaczą i klasę pasożytniczą.
Tutaj chciałbym się zająć tylko tą drugą – warstwą pasożytniczą.
Kto to jest?
W dużej mierze przekleństwo każdego obywatela – te wszystkie biurwy i urzędasy zatruwające nam życie. To prześladowcy ze skarbówek, których właśnie poufnie poinstruowano, że 80% kontroli skarbowych ma się kończyć domiarem. To pan burmistrz miasta i dyrektor szkoły, który bezprawnie wysyła dzieci na spotkanie z kandydatem, tak się składa, że z PO i używa sieci alarmowej, by zmobilizować obywateli. To Kluzikowa, "specjalistka", z uporem maniaka wysyłająca 6-latki do szkoły i prezydent Gdańska Adamowicz, któremu właśnie prokuratura postawiła zarzuty.
Tak proszę państwa, jest ich legion. Legion, w większości zbędnych i niepotrzebnych pasożytów. Niepotrzebnych, lecz nie dla Platformy. PO potrzebuje ich jak najbardziej, troskliwie hoduje i systematycznie rozwija.
Nie jestem idiotą, żeby całkowicie negować potrzebę administracji państwowej różnego szczebla. Oczywiście, że jest potrzebna. I tam, gdzie jeden urzędnik nie daje sobie rady, trzeba przyjąć drugiego. Lecz zatrudnienie trzeciego i czwartego bez wątpliwości doprowadzi do paraliżu instytucji. A u nas w kraju, administracja rozrasta się i pęcznieje, jak niekontrolowany zacier do produkcji bimbru. I w taki sposób potwornie się degeneruje. Praktycznie żaden urząd w Polsce nie działa prawidłowo. Od ministerstwa, do wójta w gminie.
"W Ministerstwie Pracy pojawiło się aż 3 450 kolejnych urzędników (wzrost o 67,67 proc.). Na dalszych miejscach tego niechlubnego rankingu znalazły się UOKiK (54,63 proc.), Ministerstwo Nauki (39,91 proc.) i Ministerstwo Rozwoju Regionalnego (38,58 proc.). Ponad 10-procentowy wzrost "wypracowało" też 11 innych instytucji." [2]
Czy minister finansów musi mieć aż ośmiu wiceministrów? A słynne psipsiółki Kopaczowej zatrudnione na nieformalnych etatach ministerialnych? To by nawet było humorystyczne, gdyby nie to, że dzięki takiej polityce władzy, każdy obywatel zatrudniony poza administracją płaci za to około 83 złote miesięcznie.
Wg. profesora Kieżuna, wybitnego znawcę tego tematu, najgorsza sytuacja jest na szczeblach pośrednich. Przypatrzmy się powiatom.
"W świetle porównania ze strukturami UE koncepcja polskiego powiatu jest zasadniczym odstępstwem od racjonalnej struktury podporządkowanej regułom sprawności. Typowy polski powiat ziemski to 30-tysięczne miasto i 50 tysięcy ludności w 8 gminach. Tą małą jednostką kieruje starosta, wicestarosta, 3 do 5 członków zarządu i 21-osobowa rada powiatu. W tym 30-tysięcznym mieście mamy jeszcze burmistrza i 23-osobową radę miejską. Majątek powiatu to majątek generujący koszty (szkoły, szpitale, domy pomocy społecznej). Powiat ma rażący niedobór środków własnych.
Nawet w małej Grecji II szczebel samorządowy obejmuje 206 tys. ludzi, Hiszpania, kraj mniej więcej o równej liczbie ludności co Polska, utworzyła II szczebel dla 752 tys. mieszkańców. Powiat w Polsce jest więc klasycznym przykładem gigantomanii, rozbudowy nadmiernej ilości małych jednostek organizacyjnych." [3]
Dajmy na razie spokój tym liczbom i przykładom. Jest źle i każdy to widzi i każdy to przeklina. Bo ten biurokratyczny pasożyt niszczy nam życie, doprowadza do furii, jest źródłem nieustannych kłopotów dla wszystkich obywateli.
Prof. Kieżun wskazuje na cztery podstawowe wady polskiej biurokracji: [3]
- Podstawową cechą procesu transformacji administracji publicznej
jest systematyczny wzrost zatrudnienia, jego skala może być określana
jako gigantyczna. Przypomnijmy, że administracja centralna w okresie od
1990 do 1998 roku włącznie wzrosła od 46 tys. do 126,2 tys. pracowników,
jest to więc wzrost bez mała trzykrotny. Również daleko idące tendencje
wzrostu wykazała samorządowa administracja gminna, która od 83,4 tys.
pracowników w 1990 roku wzrosła w 1997 do 142,1 tys.
Zadziwiające jest, że ten gigantyczny wzrost administracji centralnej odbywał się w okresie przekształcania ustroju w wolnorynkowy, z rozwiniętym procesem prywatyzacji i radykalnego zmniejszenia państwowego sektora gospodarczego i przy oficjalnym głoszeniu idei pomocniczości i państwa obywatelskiego. Zadziwia również fakt, że kolejne zmiany koalicji partyjnych w niczym nie zmieniły tej tendencji.
Przykład czteroszczeblowej struktury organizacyjnej w Warszawie z 779 radnymi jest niewątpliwie swoistym negatywnym rekordem światowym.
112 ministerialnych stanowisk w rządzie, gigantyczna rozbudowa kancelarii prezydenta i kancelarii premiera, wreszcie reforma powiatowa tworząca parę tysięcy atrakcyjnych stanowisk i rozbudowująca poważnie liczebność administracji publicznej, są dalszymi przykładami gigantomanii nieuzasadnionej skalą rozwoju gospodarczego (pierwsze dwa lata niepodległości to ujemny dochód narodowy, a jednocześnie wzrost administracji centralnej o 42,6 tys. pracowników). Stopień patologii organizacji i marnotrawstwa przekraczającego limity akceptacji społecznej jest tu wyjątkowo duży. - Drugi jeździec apokalipsy biurokracji, luksusomania, przejawia się w
wielu formach. Pierwsza podstawowa to skala zarobków związana z
ostatnią reformą powiatowo-regionalną. Okazało się, że budowa nowej
sieci powiatów, urzędów marszałkowskich, Kas Chorych i reformy służby
zdrowia, zaowocowała nie tylko wysokim wzrostem zatrudnienia, ale i
wysokim wzrostem uposażeń. Z podanych przykładów wynika, że średnie
zarobki w nowych terenowych jednostkach samorządowych są o 50-60% wyższe
niż w dawnych urzędach rejonów i obecnych państwowych urzędach
wojewódzkich. Zarobki terenowej samorządowej kadry kierowniczej
odpowiadają mniej więcej 60% uposażeń w Kanadzie, państwie o
pięciokrotnie wyższym dochodzie narodowym na głowę niż mieszkańca
Polski.
Dalsza forma luksusomanii to tradycyjne wydatki na luksusowe samochody, umeblowanie gabinetów, kilkudziesięcioosobowe oficjalne podróże służbowe do egzotycznych krajów: Arabii Saudyjskiej, Alaski, Australii, Meksyku, Afryki Południowej itd., budowa luksusowych budynków za pieniądze publiczne itp.
Najbardziej jednak dramatyczną oznaką luksusomanii jest marnotrawstwo w wykorzystywaniu nieoficjalnych funduszy pozabudżetowych, stanowiących 50,5% całości funduszy publicznych. - Trzecia typowa patologia to korupcja. Już wiele lat temu ustępujący
burmistrz Gminy Centrum ujawnił, a ówczesny marszałek Sejmu Małachowski
opublikował informację o niezwykłym skorumpowaniu samorządowego aparatu
w Warszawie. Pisał, że rozpoczęcie procedury sprzedaży przez miasto
działki ziemi na cele gospodarcze zaczyna się od ofiarowania mercedesa.
Upowszechnienie korupcji w Polsce jest tajemnicą poliszynela.
Ostatnio opublikowany przez Transparency International raport (październik ubiegłego roku) wskazuje na poważny wzrost korupcji w Polsce. W rankingu 99 państw Polska spadła z 39 miejsca w roku 1998 na 44.
Szef polskiego oddziału TI prof. Kamiński twierdzi, że "...oczywisty jest dla nas wpływ wprowadzonej niedawno reformy administracyjnej, który może spowodować dalsze pogarszanie się pozycji Polski w kolejnych latach" (Apanowicz, 1999). Sądzę, że ta opinia na tle obserwowanej zachłanności nowej nomenklatury samorządowej zademonstrowanej uchwaleniem, wręcz nieprzyzwoitych w polskich warunkach terenowych, uposażeń, może być uznana za trafną. Ci reprezentanci lokalnej społeczności, wybrani na zasadzie systemu proporcjonalnego, być może nie są ludźmi zasługującymi na zaufanie w kwestiach pieniężnych. - Typowa czwarta patologia biurokracji to arogancja władzy. Tutaj
można by przedstawić masę przykładów. W sferze transformacji
administracyjnej taką właśnie arogancją było w 1993 roku stwierdzenie
Szefa URM, że 'nie będzie się organizowało żadnej dyskusji nad projektem
stworzenia powiatów, bo nie ukrywam, że chcemy tworzyć fakty dokonane.
Rząd bierze tu pełną odpowiedzialność".
Tego rodzaju wypowiedzi o nieodpowiedzialności społecznej i braku potrzeby zasięgania opinii społecznej w realizacji najlepszej i jedynie słusznej koncepcji budowy powiatów było znacznie więcej. Cały zresztą proceder uniemożliwiania merytorycznej poważnej dyskusji z fachowcami na tematy reformy powiatowej był właśnie objawem tego typu patologii, która jest zaprzeczeniem otwartego obywatelskiego państwa.
Zupełny brak reakcji na dramatyczny i rzeczowy list otwarty grupy wysokiej rangi specjalistów w sprawie budowy powiatów świadczy również o upowszechnieniu się tej patologii organizacyjnej. W Kanadzie po ogłoszeniu listu otwartego w sprawie limitu wieku dla profesorów, jego autorzy zostali w ciągu dwóch dni zaproszeni do Prezesa Rady Ministrów w celu uzgodnienia toku działania. Paradoksalnie można stwierdzić, że na listy otwarte intelektualistów władza ludowa PRL reagowała negatywnie, ale natychmiast. [3]
Piękny obraz prawda? Totalna patologia, niekontrolowana mafia – wielka klasa pasożytnicza. Świadomie i z premedytacją rozwijana przez PO.
ALE te trzy miliony administracji i biurokracji to ŻELAZNY ELEKTORAT Platformy Obywatelskiej. Plus jeszcze parę milionów rodziny i krewnych. ONI zębami i pazurami będą bronić obecnego status quo. Platforma i Komorowski są dla nich gwarantem dobrego życia.
Czy wiecie państwo, że średnia płaca w sektorze gospodarczym to około 3 800 zł? Pewnie tak... A w administracji jest to 7 000 zł!!!
Ci ludzie z klasy pasożytniczej nie są idiotami. Nie porzucą dobrych zarobków, by pójść do gospodarki zapieprzać w brudzie i smrodzie za połowę forsy. Nie porzucą swoich biurek, obrotowych foteli, komputerów do stawiania pasjansa, obowiązkowych kawek i długich rozmów z kolegami. Żaden z nich w maju nie zagłosuje na Dudę, Brauna, czy Kukiza.
Jak jeden mąż zagłosują na Komorowskiego, a jesienią na Platformę i PSL.
Bo oni dają im pracę – tą pensję, te biurka i ten beztroski brak odpowiedzialności.
W stosunku do Polski i reszty Polaków są pasożytem – negatywną szkodliwością, która powinna być opanowana.
Jednakże dla PO są pięknie wyhodowanym tworem symbiotycznym. My wam fajną pracę, oraz "zgodę i bezpieczeństwo", a wy nam za to swoje głosy w każdych wyborach.
Ci ludzie zrobią wszystko, dopuszczą się każdego przestępstwa, nawet zbrodni, by nie dopuścić do zmiany władzy. To dla nich sprawa życia i śmierci. Być, albo nie być.
To jest prawdziwy żelazny elektorat panie prezesie Kaczyński.
Powinniśmy sobie ich odpuścić. Nie ma sensu tracić na nich czas i energię.
Pozostaje jeszcze nam 5 mln emerytów, 2,5 mln rencistów i 13 mln zatrudnionych w sektorze prywatnym.
Połowę emerytów też musimy odrzucić, bo to niereformowalne komuchy, dobrze sobie żyjący na starość, jak Kiszczak z 8 tysięczną emeryturą.
Ile jest zwolenników zmian i suwerenności Polski w tym 13 milionowym legionie Polaków zatrudnionych w sektorze prywatnym? Trudno powiedzieć... A to dlatego, że wielu pracuje dla wielkich korporacji i trzęsą portkami, by tej pracy nie utracić. To już są prawdziwi niewolnicy. Mają pana i zrobią dokładnie to, co im się rozkaże.
Pamiętajmy jednak o tym, że tylko co drugi Polak, który może głosować, chodzi na wybory.
Klasa pasożytnicza z rodzinami na 100% pójdzie na wybory, bo musi, żeby żyć dalej. Korporacyjni też pójdą, jak im pan prezes, dyrektor, kierownik, tfu... wróć, manager poleci. I jeszcze zrobi zdjęcie komórką, jako dowód, na kogo głosował.
My natomiast, prący do nowoczesnej, sprawiedliwej i uczciwej Polski musimy zmobilizować całą resztę. To zadanie trudne, ale nie niewykonalne.
A z warstwą pasożytniczą damy sobie radę później. Polska będzie się re-industrializować i będzie potrzeba dużo rak do pracy.
.
[1] http://wgospodarce.pl/informacje/15151-milionowe-legiony-urzednikow-jedna-czwarta-wszystkich-zatrudnionych-w-polsce-pracuje-w-budzetowce
[2] http://natemat.pl/32551,dodatkowe-10-miliardow-na-urzednikow-tak-rzad-donalda-tuska-zmniejsza-administracje
[3] http://www.witoldkiezun.com/docs/kultura_032000.htm
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz