.
W swoim mniemaniu, w tym, co piszę jestem stuprocentowym felietonistą. Jestem na tyle złośliwy, że dorobiłem się licznej czeredy wrogów, którzy, przyznam to dumnie, są moimi pierwszymi i stałymi czytelnikami. Będzie o nich dalej w akapicie o durniach. Piszę chyba lekko, jeżeli, nawet biorąc pod uwagę błahość tematów moich tekstów, mam zazwyczaj z pięć tysięcy czytelników, a jak się dobrze wstrzelę, to nawet dziesięć razy więcej. I na dodatek, muszę to przyznać z przykrością i wewnętrznym wstydem, w skutek wrodzonego lenistwa nie cyzeluję swoich prac, praktycznie od razu publikując natychmiast to wszystko, co wycieka do palców z mojej nieustannie mielącej słowa mózgownicy. Tematów nie unikam żadnych, bo jako zadeklarowany dyletant, we właściwym, nie potocznym zrozumieniu tego określenia, interesuję się autentycznie wszystkim i o wszystkim lubię pogadać. Oczywiście najwięcej o stanie państwa i ukochanej Ojczyźnie, lecz ta idiotyczna, dzisiejsza cisza wyborcza wyklucza moje tradycyjne strzępie nie jęzora o panu... , czy pani ... .
By być pełnym, rasowym felietonistom powinienem mieć swoją stała rubrykę, albo, jak to się dumnie mówi – kolumnę. Wówczas byłbym felietonistą – kolumnistą. I mógłbym z mniejszą pokorą spoglądać na króla Zygmunta na warszawskim rynku.
Odmówiłem jednak parę razy pisania do druku z paru życiowych powodów. Najważniejszy z nich to taki, że ja ciągle pracuję za granicą, przez co szczęśliwie nie mam kontaktów z urzędami skarbowymi, które mnie autentycznie przerażają. Gdybym jednak zarobił chociażby jedną złotówkę w kraju, to skarbówka spadłaby na mnie natychmiast, jak stado sępów na miesięcznej diecie i ograbiłaby mnie z moich nędznych zarobków – krajowych i zamorskich. Taka ich, psia mać, natura.
Dobrze, ale miało być o durniach i honorze. Jednakże ten przydługi wstęp miał wskazać, że pisanina, którą uprawiam pozwoliła mi poznać masę durni. Niestety, obu płci. Czy warto rozmawiać z durniami? Nie warto. Dureń to z zasady zakuty łeb. Nigdy się nie uczy. A tego, co piszesz kompletnie nie rozumie, bo po prostu nie jest w stanie. Jego mechanizm myślowy działa dosyć dziwnie i zazwyczaj przy większym wysiłku się zakleszcza i zaciera i wtedy durniowi dymi się z uszu, a oczy doznają wytrzeszczu. Macha łapami i pluje w mikrofon, jeżeli ktoś mu nieopatrznie taką zabawkę podsunie.
Umysł durnia to popsute urządzenie i niestety, nic na to poradzić nie można. Należy więc w miarę możliwości durni unikać i nie zaprzątać sobie nimi głowy. Niestety, jeśli piszesz i nie daj Boże jeszcze jesteś czytany, to nie daje się ich uniknąć.
Obserwuję pewne ciekawe, medyczne zjawisko. Durnie są toksyczni i zaraźliwi. Więc czasami nas swoją durnotą potrafią zarazić i durniejemy wraz z nimi. Zamiast z kamienną twarzą, błyskiem rozbawienia w oku i krzywym uśmiechem pogardy przejść mimo, zatrzymujemy się i wdajemy się w niepotrzebną wymianę zdań. Mamy potem za swoje. Rozmowa z durniem zawsze pohańbia człowieka. To już lepiej, jak święty Franciszek, pogadać sobie z ptaszkami i innymi, wszelakimi stworzeniami. To bardziej zdrowe dla higieny psychicznej człowieka. O! Ja właśnie otworzyłem okno i trochę podyskutowałem z zaprzyjaźnionym kosem, który codziennie przylatuje do ogródka pamiętając jabłka jego ulubione, którymi karmiłem go zimą. Na moje nieporadne gwizdy odpowiada przepięknymi trelami i jest nam dobrze ze sobą. Tylko psy w okolicy zaczęły wyć.
Z rozlicznego i przebogatego zbioru durni można, niestety, piszę to z autentyczną przykrością, wyodrębnić grupę naszych durni prawicowych. Albo tylko myślących, że są prawicowi, bo tak na prawdę, nie mogą się połapać, gdy K..., Michałkiewicz, czy B... stale im mącą w głowach tak, że durnieją jeszcze bardziej.
Dureń ze swojej głupoty nigdy nie zdaje sobie sprawy. W internecie, gdy jego napęczniały idiotyzm rzuca się natychmiast w oczy, nie może zrozumieć, dlaczego nie jest wpuszczany i nie ma wstępu na poważne portale. A jak już mu się uda gdzieś zahaczyć, to zazwyczaj w dość krótkim czasie jest spychany na margines, cieszy się powszechną pogardą, co go zazwyczaj doprowadza do skrajnej wściekłości, tak, że kompletnie traci nad sobą kontrolę i jest usuwany w niebyt.
Dureń prawicowy jest z reguły Prawdziwym Aryjczykiem. Oznacza to tylko jedno, że w rezultacie staje się żydomanem, człowiekiem, który zagląda pod każdy kamień, zerka do każdego rozporka i rozpytuje o przodków, w poszukiwaniu tego ohydnego diabła w ludzkiej skórze – Żyda Polakożercę.
W tym względzie świat durnia, prawica jest niesłychanie prosty – wszystkiemu winni są Żydzi. I już. Koniec, kropka. Nie ma Polaków zdrajców, nie ma tych, co tym okropnym Żydom sprzedają kraj za bezcen, To Żydzi są winni złotych zegarków, Pendolino, najdroższych autostrad na świecie, likwidacji stoczni i uwiądowi służby zdrowia.
Prawdziwy Aryjczyk wie swoje. A, że to dureń, to żadna dyskusja nie ma najmniejszego sensu.
Durnie ukochali sobie słowo HONOR. Słowo, nie pojęcie, bo wówczas musieliby rozumieć, o czym mówią. A właśnie nie mają najmniejszego pojęcia.
Myli im się dobre wychowanie, kurtuazja, duma, upór, a nawet głupota i zacietrzewienie z honorem. Po prostu tego nie ogarniają, ale ładnie jest o tym mówić. To takie nowe i atrakcyjne. Honor... fajne.
Durnie prawicy, to w równym stopniu nieszczęsne dzieci czworaków i pegieerów, rzucone na głębokie wody okrutnego świata. Bez tradycji, bez etosu, należytej wiedzy i kodu wartości i zachowań. Neo-niewolnicy, nagle uwolnieni, którzy od tego doszczętnie zgłupieli i jeszcze w paru pokoleniach się nie podniosą.
Lecz to także te śmieszne sygneciki na palcach; te stracone bidne chałupiny, które w rozbuchanej pamięci widzą się jako wspaniałe modrzewiowe dworki, z krzątającą się wszędzie liczną służbą, psami myśliwskimi i szlachetnymi rumakami w stajniach i na wybiegu. Jak to widzieli w filmach o Texasie i nieśmiertelnej Bonanzie. A co wszystko opowiedziała im babcia sklerotyczka. Która kochała opowiadać bajki i różne niestworzone historie.
Można nazywać się więc Braun i być kreatorem króla Polski. Można też nazywać się Tyszkiewicz i wygłupiać się w tanim wodewilu dla gawiedzi.
No i ten honor stale łazi im po głowach. Jak to się popularnie określa w sferach: coś tam coś tam... Coś tam wiedzą, lecz jak już napisałem, nie są w stanie odróżnić jego od innych przymiotów kulturalnego człowieka. W rezultacie szermują tym biednym honorem bez ustanku, zazwyczaj głupio i bez sensu.
Honor jest zespołem zachowań, prawych, słusznych i etycznych wywodzących się z tradycji rycerstwa i czasów, kiedy prawo nie było jeszcze należycie skodyfikowane.
Odnosząc do czasów dzisiejszych i znacznie upraszczając, honorem jest silne poczucie własnej wartości i niezachwiana wiara w wyznawane zasady moralne, społecznie i religijne.
Według dzisiejszego zbioru pojęć, honorowym człowiekiem jest stający w obronie ojczyzny – patriota, obrońca słabszych, bezinteresowny pomocnik, walczący o swoje racje, ale umiejący się przyznać do błędu; człowiek dotrzymujący danego słowa.
Oczywiście w Polsce, jak we wielu europejskich krajach istniał szczegółowy kodeks honorowy, którego obecnie wiele reguł się zdezaktualizowało, bądź się zmieniło. Czy na przykład obowiązek dokonania zemsty, nawet w sytuacji dobicia rannego, leżącego przeciwnika, utrzymuje się w dzisiejszych zasadach moralnych?
Inną istotna cechą kodeksu honorowego było założenie, że o honorze kogoś mogli decydować tylko inni ludzie honorowi. Przed II WŚ w Polsce wykluczeni z tej grupy byli chłopi, mieszczanie i Żydzi, pogardliwie mówiąc, całe to pospólstwo. Honor to sprawa szlachty i wojska. Z tym, że zarówno szlachcic, jak i oficer mógł honor utracić, nabywając wówczas dyshonor, jeżeli inni honorowi ludzie tak ocenili.
Oczywiście, ludzie niehonorowi, czyli całe to pospólstwo nie mogło decydować o honorze. Czy to nabożnisia modląca się codziennie przed ołtarzem, która po wyjściu z kościoła natychmiast okazuje, że diabła ma za skórą, czy też gamoń, który kłamie w żywe oczy, napuszcza ludzi na siebie, zmienia poglądy w zależności od sytuacji.
Niestety, ci ostatni, i ta pospolita szuja i te nadobnisie, gęby mają pełne honoru.
Rozwiązanie tego problemu jest niesłychanie proste – wystarczy tylko zrozumieć i sobie uświadomić, że to pospolite durnie. Tacy nie wiadomo jak by się nie wypinali, nigdy nie zostaną ludźmi honorowymi. Bo honor wymaga pełnego zrozumienia. Niedostatki durnia na takie zrozumienie nie pozwalają.
Ponadto, po raz trzeci przywoływana zasada – z durniami się nie rozmawia.
.
Rozmowa z rzeczonym "durniem" jest jak się wydaje pogwałceniem prawa Pareto, tracąc 80% czasu i energii uzyskujemy 20% zrozumienia... jak dobrze pójdzie. Ale człowiek ma naturę słabą i czasami marnuje zasoby na podobne indywidua, pozdrawiam autora i czytelników.
OdpowiedzUsuńRozmowa z rzeczonym "durniem" jest jak się wydaje pogwałceniem prawa Pareto, tracąc 80% czasu i energii uzyskujemy 20% zrozumienia... jak dobrze pójdzie. Ale człowiek ma naturę słabą i czasami marnuje zasoby na podobne indywidua, pozdrawiam autora i czytelników.
OdpowiedzUsuń