niedziela, 8 lutego 2015

Los kapusia

 

 

Popularne w narodzie jest powiedzenie, że kurwa to nie tylko profesja, ale również charakter. To jest tak zwana prawda ludowa. I całkiem trafna. Ja sobie natomiast na tej podstawie dopowiedziałem: kapuś to również charakter. I kapusiem jest się na całe życie. Ciekawe, czy minister Boni potwierdziłby to spostrzeżenie, czy może zaprzeczył, tłumacząc, że był to tylko epizod, który mu się zdarzył. Ponieważ za komuny samych ubeków było ze sto tysięcy, to współpracujących z nimi kapusiów musiało być od pół do miliona dorosłych obywateli. Nieźle... Ktoś powie – takie były czasy, a i tak to jest liczba przyzwoita w porównaniu z takim NRD, gdzie co drugi Niemiec był współpracownikiem STASI. Czy ktoś się zastanawiał, co nagle po transformacji stało się z tym legionem kapusi, poważnie dzisiaj nazywanych TW – tajny współpracownik? Kiszczak żyje do dzisiaj i jeszcze parę dni temu, będąc niemalże na łożu śmierci pogroził palcem: - uważajcie! Ja ciągle mam na was kwity. Nie odpierdolicie się ode mnie, to pożałujecie. I natychmiast zrobiło się cicho. Kapusie, których jeszcze ciągle są legiony, będą żyły z tym swoim kapusiostwem do końca swoich dni i nigdy nie będą pewni, czy nagle nie wypłynie jakiś papierek, kwitek z podpisem i nie zedrze maski prawdziwego Polaka. Lech Wałęsa, czyli TW Bolek, jak był głową państwa, prezydentem Polski, to kazał sobie dostarczyć teczkę kwitów na siebie, zamknął drzwi gabinetu na klucz, a potem kartka po kartce, wyrwał je z teczki i zjadł. I co? Znalazły się inne kwity, bo bezpieka miała zwyczaj rozsiewania papierków w tysiącu miejsc. Dlatego żaden kapuś nie może być pewny do końca swoich dni. Kapuś to kapuś. Szuja, donosiciel i szubrawiec. Złapany dzisiaj na wczorajszym kapusiostwie tłumaczy się tak jak Bolek, że on "prowadził takę grę z bezpieką". Boni też i Piwowski też. Czyli to nie byli tchórze i koniunkturaliści, tylko spryciarze i mądrzy ludzie, którzy setki tysięcy profesjonalnych agentów wodzili za nos. To się fachowcy, począwszy od Dzierżyńskiego, Jagody i Berii, a skończywszy na Kiszczaku muszą zarykiwać ze śmiechu. Dlaczego więc te wszystkie ważne środowiska: prawnicze, sędziów, prokuratorów i adwokatów, aż do Trybunału Stanu; akademickie z uniwersytetami, ich profesorami, marcowymi docentami i zwykłymi adiunktami; dziennikarskie, z całą redakcją Polityki na czele; aktorskie i artystyczne z wieloma bohaterami tamtych czasów, broniły się rękami i nogami przed lustracją. Dlaczego? IPN opublikowałby dane, że profesor Szmaciak, aktor Nędza i sędzia Przekupny byli Tajnymi Współpracownikami SB, kamień spadłby z serca, po dwóch latach wszyscy by zapomnieli i już do końca mieli by czyste sumienie. Niestety... to jest niemożliwe. Bo jak napisałem – kapuś to nie tylko donoszenie, to także charakter. Jak w słoneczny dzień, gdzieś na polu, albo w lesie, nagle podniesiemy kamień, to zobaczymy, jak różne robale, które pod tym kamieniem sobie spokojnie siedziały, różne tam wije, stonogi i szczypawki, nagle rozpaczliwie zaczynają się wiercić, gwałtownie starając się odzyskać cień, gdzie czują się tak dobrze. Tak samo jest z kapusiami. Oni wyłącznie dobrze czują się w cieniu. Ujawnienie się, wyjście na światło dzienne jest dla nich najstraszniejszym koszmarem, jaki sobie mogą wyobrazić. No dobrze... komuna niby upadła, SB już nie istnieje, akta, teczki i kwity, wygląda na to, są dobrze zabezpieczone. Co ma robić kapuś w tej nowej sytuacji? Wielu z nich, jak liniowy żołnierz po wojnie przeżywa silny posttraumatyczny stres. Nie potrafi się odnaleźć. Agent prowadzący nie ma już nic do zaoferowania, bo sam wylądował jako nocny dozorca magazynów w ochroniarskiej firmie pana pułkownika. Czarna rozpacz dla kapusia... Lecz niektórzy sobie jakoś poradzili. Stopa życiowa wprawdzie im spadła, ale zachowali równowagę psychiczną w prosty sposób – oni nadal kontynuują swą krecią kapusiowską robotę. Tylko już nie dla SB, ale dla siebie. Żeby nie wyjść z wprawy. I kto wie, kiedyś może się znowu przydać. Oczywiście, są też tacy, najwybitniejsi, że tak powiem, którzy szybko znaleźli nowego pana, albo raczej to nowy pan ich odnalazł, ze swojej własnej tajnej teczki, aby chlubnie i szczytnie kontynuowali swoją kablarską profesję. Kapusie zawsze są potrzebni. ************* Ci, co mnie dobrze znają, w tym odwieczne, spore grono przyjaciół, wie dobrze, jaki jestem wredny i złośliwy. No i niestety sprawiedliwy i walę prosto z mostu. Paskudna kombinacja. Nie ma siły, żeby nie dorobić się licznej rzeszy zapiekłych wrogów. Toteż ja ich mam oczywiście. Zaskakująco mało w życiu realnym i dużo w sieciowym matriksie. Niektórzy doznali takiej obsesji na moim punkcie, że nie mogą spokojnie egzystować, jeżeli nie oddadzą codziennie wiadra pomyj i morza żółci ołtarzykowi z moją podobizną oraz nie wkują kolejnych dziesięciu szpilek w laleczkę z napisem "jazgdyni". Albo Janusz. Quid libet. Wiem, wiem... wielu z was ma podobnie, bo internet wyjątkowo nasycony jest wariatami, idiotami, kretynami, półgłówkami, itd, itp. A ja twierdzę, że również kapusiami. Zarówno byłymi pasywnymi, byłymi aktywnymi i obecnymi, ciągle pracującymi za pieniądze służb wszelakich (i to nie tylko polskich) A ja tutaj was przebiję, bo ja mam kapusia, że tak powiem – prowadzącego. Założył on na mój temat specjalny blog, gdzie gromadzi wszystko, co mu o mnie przyjdzie do głowy i co można przedstawić w jak najgorszym świetle. Kapuś ten, przyjął sobie sieciowy pseudonim "obibok na własny koszt", że niby jest taki właśnie niezależnym nierobem, lub konkretnie – emerytowanym kapusiem i długo i mozolnie buduje sobie własną legendę dzielnego opozycjonisty, partyzanta walk ulicznych i stoczniowych strajków. Kapuś i donosiciel potrzebuje takiej legendy, bo to pozwoli mu spokojniej umrzeć. To szczególnie prosty człowiek, który nigdy nie otarł się o wyżyny intelektu. A że w czasach komuny kapował, to nie ulega najmniejszych wątpliwości. Sam sobie daje świadectwo i łatwo to z jego bazgrołów wyczytać. Jednakże prawdziwa natura i wspomniany charakter konfidenta nie daje o sobie zapomnieć. Rok temu podpadłem panu Onk, gdy na portalu niepoprawni rozpętano polowanie z nagonką na moją skromną osobę (fajna grupa rozhisteryzowanych matołów). Pan Onk, jak już wspomniałem, nie za bardzo kumaty, zawsze trzymał się głównego nurtu, więc oczywiście ochoczo wziął udział w nagonce i strzelaniu do mnie. Tylko innym to szybko przeszło i dali sobie spokój, w cichości przeżywając swój postclimax. Jednakże nie przeszło panu Obibokowi na własny koszt, w skrócie Onk. Ponownie rozbudził się w nim kapuś. Nie miał dużego problemu. Ci, co mnie znają, mówią, że jestem zawsze szczery i bezpośredni. Nie mam się czego bać i nie mam nic do ukrycia. Toteż w internecie dość szybko uznałem, że powinienem pisać pod swoim nazwiskiem, a nicka "jazgdyni" pozostawić jako specyficzne logo. Łatwo więc było konkretnie mnie określić i zidentyfikować/ A na dodatek, jako zapalony gawędziarz, co jest chyba naturalną cechą wszystkich marynarzy, szeroko opisywałem różne historie z mojego przebogatego życia. Tak więc ten gostek, ten kapuś Obibok, zatarł ręce, uradował się, bo powrócił na dawne tory i natychmiast założył mi teczkę, na której pięknie flamastrem wypisał >>jazgdyni<< . Przez miniony rok zgromadził pokaźne, godne podziwu dossier. Żaden mój tekst, opublikowany gdziekolwiek, nie umknął jego uwadze. Czyta wszystko co napisałem; również moje komentarze, jak także komentarze innych o mnie. Naprawdę kawał roboty. Mając moje dane osobowe dotarł do mojej rodziny. Tyle ile się mu udało, pozbierał wiadomości o mojej żonie i dzieciach. Ponieważ mój śp. ojciec nie był byle kimś w Gdyni i jest sporo informacji prasowych o nim, pan Onk szczególnie sobie jego upodobał. Jeszcze tutaj, na podstawie tego, co napisałem, można by to uznać, za nieszkodliwe hobby. Ot, były kapuś nie ma nic lepszego do roboty i starym zwyczajem prowadzi komuś kartotekę. Niestety, tak dobrze nie ma. Bo kapuś, proszę was, jest chory, chory z nienawiści. Dobry fachowiec określiłby niewątpliwie, czy jest to zespól kompulsywno – obsesyjny, czy schizofrenia paranoidalna. Bo wszystko to, co mnie dotyczy, zostało przez niego przeżute i wyplute, jako jeden wielki paszkwil, w którym nagromadzenie jadu, obelg, kłamstw i manipulacji jest tak wielkie, że aż śmieszne. Śmieszne dla mnie, jak np. ojca, wybitnego lekarza nazywa trepem i felczerem, a mnie cinkciarzem i przemytnikiem, jednakże dla czytelnika, który tam trafił i wyraźnie chce mi szkodzić, to kopalnia inwektyw, insynuacji i pomówień. Już wśród moich milusińskich czarnosecinnych miłośników słynny jest mój alkoholizm. Nie ważne, że codziennie pokonuję sto kilometrów drogi za kierownicą. Widocznie mam jakieś układy z drogówką (kiedyś to się nazywało R-ka, pamiętasz kapusiu?). No i oczywiście jestem człowiekiem bez honoru!!! To jest dopiero fajne! Co za czasy?! Gdy dzisiaj, w tej podłej obecnie Polsce, fornale z folwarku, baby z magla i woźnice furmanek rozprawiają o czyimś honorze. Horrendum! Honor zarezerwowany był, przynajmniej, jak ja to rozumiem, do pewnej, ściśle określonej grupy, historycznie patrząc rycerstwa, szlachty i oficerów. Co o honorze może wiedzieć baba z kruchty, albo foryś w onucach? I jeszcze mówią o "zdolności honorowej" bo to tak ładnie brzmi i wpada w ucho. No rany julek, co za czasy. Dla takich właśnie zadziornych badaczy pisma świętego i historii blogera jazgdyni, takie archiwum kapusia, to prawdziwy sezam, złota żyła. A nawet chyba Jazgdynipedia. Nie trzeba się wysilać, czegoś wymyślać, każda obelga, potwarz podana na widelcu. No dobrze, może ktoś teraz całkiem słusznie powiedzieć – nie możesz z tym czegoś zrobić. Nie tak łatwo niestety, moi mili, nie tak łatwo... Jak każdy, rozważałem różne opcje. Znaleźć gościa, a nie byłoby to trudne, bo jest z Trójmiasta, dokładnie z Orunii w Gdańsku, obić mu mordę na tyle skutecznie, żeby raz na zawsze odechciało mu się bycia kapustą. Lecz, jak znam takich, to zapewne kolejny kurdupel, chuchro, bo tacy własnie, jak Boni, oni zazwyczaj są. Te kapusie. Dotkniesz takiego i od razu wylew w mózgu, paraliż i niepanowanie nad czynnościami fizjologicznymi. A ja jestem duży, silny; przez całe życie wystarczyło mi odpowiednio spojrzeć i ewentualny kandydat do bójki, całował rączki i pozdrawiał krewnych. Następnie... pozwać kapusia do sądu. Też to rozważałem. Ale trafi mi się taki sędzia Tuleya, a kapuś będzie się migał zwolnieniami lekarskimi, jak Kiszczak, aż do jego, albo mojego zejścia. To nie na to miejsce i nie ten czas. Gdzieś tak w marcu ucieszyłem się nieco, bo Unia Europejska, jakiś tam jej sąd, wydała wyrok na Google, że jeżeli w wyszukiwarce są elementy, których sobie użytkownik nie życzy, bo one go realnie obrażają, to Google musi to usunąć. No to ja wypełniłem jakieś tam papiery, zawnioskowałem, żeby przeglądarka usunęła wskazane przeze mnie linki, prawnie obrażające mnie i moją rodzinę. - Dobra, usuniemy – odpowiedziały Google. – Trochę to potrwa bo mamy już ponad 350 000 zgłoszeń. Mija już ponad pół roku, a archiwum kapusia, jak wisiało, tak wisi. Ofiary manipulacji, bo tym są ci, co trafiają na blog kapusia, zazwyczaj wiedzą o mnie mało. Nie jestem osobą publiczną, więc chroniąc moją prywatność, dostarczam tylko tyle informacji o sobie ile sam chcę. Tak jest w każdym cywilizowanym świecie. Niestety, wraz z rozwojem komputeryzacji i internetu rozwinęły się takie całkiem nowe przestępstwa lub tylko nowe ich formy, jak mobbing, stalking, czy hejterstwo. Pozorna anonimowość stwarza złudzenie bezkarności i osoby niezrównoważone psychicznie czują się swobodne w wylewaniu swoich frustracji, nienawiści do ludzi i pospolitym opluwaniu. W świecie rzeczywistym wrodzone tchórzostwo powstrzymywało ich od takich zachowań i te jady tłamsili w sobie, ale tu w internecie jest cudownie: - "Hulaj dusza, piekła nie ma". I tak to oto właśnie stałem się kapusiem kapusia. Będę teraz przetrawiał to uczucie bycia kapustą. Aha... dodam jeszcze, że chory nasz człowiek, kapuś Onk, co to niemalże nie został bohaterem naszych czasów, omalże drugim Bolkiem, albo przynajmniej Borusewiczem, pozakładał teczki też innym podejrzanym. Zapewne bidak ma nadzieję, że dawne czasy ponownie nadejdą, a on wtedy będzie gotowy i będzie mógł zaprezentować nowemu oficerowi prowadzącemu swoje archiwum, swoje teczki, które niewątpliwie po wyroku spowodują wysłanie mnie do łagru na Sybir na następne dwadzieścia lat (jak dożyję). W tym wszystkim najdziwniejsze jest to, że tak na prawdę ja bardzo lubię kapustę. Oczywiście najbardziej tą naszą prapolską – kiszoną. Ale też zwykłą, białą, czerwoną, którą żona zawsze przyrządza na święta, a także kapustę włoską i brukselkę. Kapusta według dietetyków jest najzdrowszym warzywem na świecie. Choć są tacy, co twierdzą, że czosnek. Dla tych co nie kumają: Kapusta = kapuś . Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/los-kapusia © Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :) <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.

Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/los-kapusia
© Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :) <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.

5 komentarzy:

  1. Mówię wam - będzie wesoło, jak poznacie tą oruńską mendę. Takiego Bolusia w miniaturze, na skalę gnojówki, w której się tarza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lech Zborowski 2015-01-04 [23:05]

    Szanowny Panie
    Witam w klubie. Wyglada na to, ze mamy tego samego "sympatyka". Jakis czas temu "obibok" zacząl wpisywac bardzo zyczliwe i wyjatkowo dlugie komentarze pod moimi tekstami. To przerodzilo sie z czasem w korespondencje emailową. Rowniez niezwykle zyczliwą do tego stopnia, ze niekonczące sie pochwaly dzialaczy WZZow powodowaly u nas spore zażenowanie. Z czasem w polaczeniu z innymi oznakami spowodowalo to uczucie niepewnosci co do intencji "obiboka". Po rozmowie z WZZowskimi przyjaciolmi zdecydowalem sie na ograniczenie czestotliwosci kontaktow. Wkrotce nasz niepokoj znalazl potwierdzenie w dzialaniu "obiboka". Umiescil on na swym blogu tekst, w ktorym pod przykrywka niezgodnosci z moim pogladem przypuscil atak na dzialaczy WZZow. Dostalo sie nie tylko mnie, ale tez Joannie Gwiezdzie, Annie Walentynowicz i paru innym. Nawet Rozplochowskiemu, ktory z WZZtami nie mial nic wspolnego. Byl to najlepszy przyklad najgorszego paszkwilu jaki mozna sobie wyobrazic. Po kilku latach niezliczonych pochwal okazalem sie "lokajem Borusewicza", a moi przyjaciele "zdrajcami i zaprzancami". Jestem juz od dawna uodporniony na takie rzeczy wiec skonczylo by sie na usmiechu politowania gdyby nie atak "obiboka" na Anne Walentynowicz. Napisal o niej, ze "ma zszargany wczesniejszy zyciorys" i "NALEZALA DO SITWY HERSZTA O KRYPTONIMIE TW. BOLEK"(!)
    O jego klasie wiele mowi fakt, ze umiescil ten paszkwil w tym samym czasie, bezposrednio pod tekstem o pochowaniu swej zmarlej matki.
    Napisalem wiec mu, ze nawet jezeli on sam nie czuje takiej potrzeby to ja uszanuje czas jego zaloby i nie ustosunkuje sie w tym momencie do jego plugawych atakow.
    To co mnie jednak martwi to fakt, ze dzisiaj jest on aktywnym komentatorem na blogu A.Sciosa i obawiam sie, ze po czasie odpowiedniego uwiarygodnienia sie pan Scios znajdzie sie na celowniku.
    Pozdrawiam
    Lech Zborowski

    OdpowiedzUsuń
  3. kwintesencja

    Legiony kapo "end" tym podobni, nie wyparowały. "Kameleony" dostosowały się do środowiska i "grasują". Są coraz bardziej bezczelni, bo obecna "Wadza" jest podobna do nich. My w mniejszości, mamy problem. Niestety, musimy czekać do "żniw" kiedy kąkol zostanie oddzielony od zboża. "A Nadzieja niech wstąpi w nas, uwierzmy kolejny raz. W jeszcze jedno Boże narodzenie... Przyjdź tu do nas i z nami trwaj. Wbrew tak zwanej ironii losu...". To słowa jednej ze współczesnych kolęd. Widzimy, że musimy liczyć tylko na siebie i na Sąd Ostateczny, przed którym nawet kapuś nie ucieknie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń


  4. trawa 2015
    Bo na Oruni to niestety najgorsze męty mieszkają, taka prawda. Wstrząsający tekst, ale nagłaśnianie tego podłego procederu to chyba rzeczywiście jedyna rada. Proszę się trzymać, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Januszu
    Gdyby istniało realne zagrożenie bezpieczenstwa Pana lub Pańskiej rodziny prosze o kontakt
    jako były żołnierz FORMOZY potrafie temu zaradzic.

    OdpowiedzUsuń