Los kapusia
Popularne w narodzie jest powiedzenie, że
kurwa to nie tylko profesja, ale również charakter. To jest tak zwana
prawda ludowa. I całkiem trafna. Ja sobie natomiast na tej podstawie
dopowiedziałem: kapuś to również charakter. I kapusiem jest się na całe
życie. Ciekawe, czy minister Boni potwierdziłby to spostrzeżenie, czy
może zaprzeczył, tłumacząc, że był to tylko epizod, który mu się
zdarzył. Ponieważ za komuny samych ubeków było ze sto tysięcy, to
współpracujących z nimi kapusiów musiało być od pół do miliona dorosłych
obywateli. Nieźle... Ktoś powie – takie były czasy, a i tak to jest
liczba przyzwoita w porównaniu z takim NRD, gdzie co drugi Niemiec był
współpracownikiem STASI. Czy ktoś się zastanawiał, co nagle po
transformacji stało się z tym legionem kapusi, poważnie dzisiaj
nazywanych TW – tajny współpracownik? Kiszczak żyje do dzisiaj i jeszcze
parę dni temu, będąc niemalże na łożu śmierci pogroził palcem: -
uważajcie! Ja ciągle mam na was kwity. Nie odpierdolicie się ode mnie,
to pożałujecie. I natychmiast zrobiło się cicho. Kapusie, których
jeszcze ciągle są legiony, będą żyły z tym swoim kapusiostwem do końca
swoich dni i nigdy nie będą pewni, czy nagle nie wypłynie jakiś
papierek, kwitek z podpisem i nie zedrze maski prawdziwego Polaka. Lech
Wałęsa, czyli TW Bolek, jak był głową państwa, prezydentem Polski, to
kazał sobie dostarczyć teczkę kwitów na siebie, zamknął drzwi gabinetu
na klucz, a potem kartka po kartce, wyrwał je z teczki i zjadł. I co?
Znalazły się inne kwity, bo bezpieka miała zwyczaj rozsiewania papierków
w tysiącu miejsc. Dlatego żaden kapuś nie może być pewny do końca
swoich dni. Kapuś to kapuś. Szuja, donosiciel i szubrawiec. Złapany
dzisiaj na wczorajszym kapusiostwie tłumaczy się tak jak Bolek, że on
"prowadził takę grę z bezpieką". Boni też i Piwowski też. Czyli to nie
byli tchórze i koniunkturaliści, tylko spryciarze i mądrzy ludzie,
którzy setki tysięcy profesjonalnych agentów wodzili za nos. To się
fachowcy, począwszy od Dzierżyńskiego, Jagody i Berii, a skończywszy na
Kiszczaku muszą zarykiwać ze śmiechu. Dlaczego więc te wszystkie ważne
środowiska: prawnicze, sędziów, prokuratorów i adwokatów, aż do
Trybunału Stanu; akademickie z uniwersytetami, ich profesorami,
marcowymi docentami i zwykłymi adiunktami; dziennikarskie, z całą
redakcją Polityki na czele; aktorskie i artystyczne z wieloma bohaterami
tamtych czasów, broniły się rękami i nogami przed lustracją. Dlaczego?
IPN opublikowałby dane, że profesor Szmaciak, aktor Nędza i sędzia
Przekupny byli Tajnymi Współpracownikami SB, kamień spadłby z serca, po
dwóch latach wszyscy by zapomnieli i już do końca mieli by czyste
sumienie. Niestety... to jest niemożliwe. Bo jak napisałem – kapuś to
nie tylko donoszenie, to także charakter. Jak w słoneczny dzień, gdzieś
na polu, albo w lesie, nagle podniesiemy kamień, to zobaczymy, jak różne
robale, które pod tym kamieniem sobie spokojnie siedziały, różne tam
wije, stonogi i szczypawki, nagle rozpaczliwie zaczynają się wiercić,
gwałtownie starając się odzyskać cień, gdzie czują się tak dobrze. Tak
samo jest z kapusiami. Oni wyłącznie dobrze czują się w cieniu.
Ujawnienie się, wyjście na światło dzienne jest dla nich
najstraszniejszym koszmarem, jaki sobie mogą wyobrazić. No dobrze...
komuna niby upadła, SB już nie istnieje, akta, teczki i kwity, wygląda
na to, są dobrze zabezpieczone. Co ma robić kapuś w tej nowej sytuacji?
Wielu z nich, jak liniowy żołnierz po wojnie przeżywa silny
posttraumatyczny stres. Nie potrafi się odnaleźć. Agent prowadzący nie
ma już nic do zaoferowania, bo sam wylądował jako nocny dozorca
magazynów w ochroniarskiej firmie pana pułkownika. Czarna rozpacz dla
kapusia... Lecz niektórzy sobie jakoś poradzili. Stopa życiowa wprawdzie
im spadła, ale zachowali równowagę psychiczną w prosty sposób – oni
nadal kontynuują swą krecią kapusiowską robotę. Tylko już nie dla SB,
ale dla siebie. Żeby nie wyjść z wprawy. I kto wie, kiedyś może się
znowu przydać. Oczywiście, są też tacy, najwybitniejsi, że tak powiem,
którzy szybko znaleźli nowego pana, albo raczej to nowy pan ich
odnalazł, ze swojej własnej tajnej teczki, aby chlubnie i szczytnie
kontynuowali swoją kablarską profesję. Kapusie zawsze są potrzebni.
************* Ci, co mnie dobrze znają, w tym odwieczne, spore grono
przyjaciół, wie dobrze, jaki jestem wredny i złośliwy. No i niestety
sprawiedliwy i walę prosto z mostu. Paskudna kombinacja. Nie ma siły,
żeby nie dorobić się licznej rzeszy zapiekłych wrogów. Toteż ja ich mam
oczywiście. Zaskakująco mało w życiu realnym i dużo w sieciowym
matriksie. Niektórzy doznali takiej obsesji na moim punkcie, że nie mogą
spokojnie egzystować, jeżeli nie oddadzą codziennie wiadra pomyj i
morza żółci ołtarzykowi z moją podobizną oraz nie wkują kolejnych
dziesięciu szpilek w laleczkę z napisem "jazgdyni". Albo Janusz. Quid
libet. Wiem, wiem... wielu z was ma podobnie, bo internet wyjątkowo
nasycony jest wariatami, idiotami, kretynami, półgłówkami, itd, itp. A
ja twierdzę, że również kapusiami. Zarówno byłymi pasywnymi, byłymi
aktywnymi i obecnymi, ciągle pracującymi za pieniądze służb wszelakich
(i to nie tylko polskich) A ja tutaj was przebiję, bo ja mam kapusia, że
tak powiem – prowadzącego. Założył on na mój temat specjalny blog,
gdzie gromadzi wszystko, co mu o mnie przyjdzie do głowy i co można
przedstawić w jak najgorszym świetle. Kapuś ten, przyjął sobie sieciowy
pseudonim "obibok na własny koszt", że niby jest taki właśnie
niezależnym nierobem, lub konkretnie – emerytowanym kapusiem i długo i
mozolnie buduje sobie własną legendę dzielnego opozycjonisty, partyzanta
walk ulicznych i stoczniowych strajków. Kapuś i donosiciel potrzebuje
takiej legendy, bo to pozwoli mu spokojniej umrzeć. To szczególnie
prosty człowiek, który nigdy nie otarł się o wyżyny intelektu. A że w
czasach komuny kapował, to nie ulega najmniejszych wątpliwości. Sam
sobie daje świadectwo i łatwo to z jego bazgrołów wyczytać. Jednakże
prawdziwa natura i wspomniany charakter konfidenta nie daje o sobie
zapomnieć. Rok temu podpadłem panu Onk, gdy na portalu niepoprawni
rozpętano polowanie z nagonką na moją skromną osobę (fajna grupa
rozhisteryzowanych matołów). Pan Onk, jak już wspomniałem, nie za bardzo
kumaty, zawsze trzymał się głównego nurtu, więc oczywiście ochoczo
wziął udział w nagonce i strzelaniu do mnie. Tylko innym to szybko
przeszło i dali sobie spokój, w cichości przeżywając swój postclimax.
Jednakże nie przeszło panu Obibokowi na własny koszt, w skrócie Onk.
Ponownie rozbudził się w nim kapuś. Nie miał dużego problemu. Ci, co
mnie znają, mówią, że jestem zawsze szczery i bezpośredni. Nie mam się
czego bać i nie mam nic do ukrycia. Toteż w internecie dość szybko
uznałem, że powinienem pisać pod swoim nazwiskiem, a nicka "jazgdyni"
pozostawić jako specyficzne logo. Łatwo więc było konkretnie mnie
określić i zidentyfikować/ A na dodatek, jako zapalony gawędziarz, co
jest chyba naturalną cechą wszystkich marynarzy, szeroko opisywałem
różne historie z mojego przebogatego życia. Tak więc ten gostek, ten
kapuś Obibok, zatarł ręce, uradował się, bo powrócił na dawne tory i
natychmiast założył mi teczkę, na której pięknie flamastrem wypisał
>>jazgdyni<< . Przez miniony rok zgromadził pokaźne, godne
podziwu dossier. Żaden mój tekst, opublikowany gdziekolwiek, nie umknął
jego uwadze. Czyta wszystko co napisałem; również moje komentarze, jak
także komentarze innych o mnie. Naprawdę kawał roboty. Mając moje dane
osobowe dotarł do mojej rodziny. Tyle ile się mu udało, pozbierał
wiadomości o mojej żonie i dzieciach. Ponieważ mój śp. ojciec nie był
byle kimś w Gdyni i jest sporo informacji prasowych o nim, pan Onk
szczególnie sobie jego upodobał. Jeszcze tutaj, na podstawie tego, co
napisałem, można by to uznać, za nieszkodliwe hobby. Ot, były kapuś nie
ma nic lepszego do roboty i starym zwyczajem prowadzi komuś kartotekę.
Niestety, tak dobrze nie ma. Bo kapuś, proszę was, jest chory, chory z
nienawiści. Dobry fachowiec określiłby niewątpliwie, czy jest to zespól
kompulsywno – obsesyjny, czy schizofrenia paranoidalna. Bo wszystko to,
co mnie dotyczy, zostało przez niego przeżute i wyplute, jako jeden
wielki paszkwil, w którym nagromadzenie jadu, obelg, kłamstw i
manipulacji jest tak wielkie, że aż śmieszne. Śmieszne dla mnie, jak np.
ojca, wybitnego lekarza nazywa trepem i felczerem, a mnie cinkciarzem i
przemytnikiem, jednakże dla czytelnika, który tam trafił i wyraźnie
chce mi szkodzić, to kopalnia inwektyw, insynuacji i pomówień. Już wśród
moich milusińskich czarnosecinnych miłośników słynny jest mój
alkoholizm. Nie ważne, że codziennie pokonuję sto kilometrów drogi za
kierownicą. Widocznie mam jakieś układy z drogówką (kiedyś to się
nazywało R-ka, pamiętasz kapusiu?). No i oczywiście jestem człowiekiem
bez honoru!!! To jest dopiero fajne! Co za czasy?! Gdy dzisiaj, w tej
podłej obecnie Polsce, fornale z folwarku, baby z magla i woźnice
furmanek rozprawiają o czyimś honorze. Horrendum! Honor zarezerwowany
był, przynajmniej, jak ja to rozumiem, do pewnej, ściśle określonej
grupy, historycznie patrząc rycerstwa, szlachty i oficerów. Co o honorze
może wiedzieć baba z kruchty, albo foryś w onucach? I jeszcze mówią o
"zdolności honorowej" bo to tak ładnie brzmi i wpada w ucho. No rany
julek, co za czasy. Dla takich właśnie zadziornych badaczy pisma
świętego i historii blogera jazgdyni, takie archiwum kapusia, to
prawdziwy sezam, złota żyła. A nawet chyba Jazgdynipedia. Nie trzeba się
wysilać, czegoś wymyślać, każda obelga, potwarz podana na widelcu. No
dobrze, może ktoś teraz całkiem słusznie powiedzieć – nie możesz z tym
czegoś zrobić. Nie tak łatwo niestety, moi mili, nie tak łatwo... Jak
każdy, rozważałem różne opcje. Znaleźć gościa, a nie byłoby to trudne,
bo jest z Trójmiasta, dokładnie z Orunii w Gdańsku, obić mu mordę na
tyle skutecznie, żeby raz na zawsze odechciało mu się bycia kapustą.
Lecz, jak znam takich, to zapewne kolejny kurdupel, chuchro, bo tacy
własnie, jak Boni, oni zazwyczaj są. Te kapusie. Dotkniesz takiego i od
razu wylew w mózgu, paraliż i niepanowanie nad czynnościami
fizjologicznymi. A ja jestem duży, silny; przez całe życie wystarczyło
mi odpowiednio spojrzeć i ewentualny kandydat do bójki, całował rączki i
pozdrawiał krewnych. Następnie... pozwać kapusia do sądu. Też to
rozważałem. Ale trafi mi się taki sędzia Tuleya, a kapuś będzie się
migał zwolnieniami lekarskimi, jak Kiszczak, aż do jego, albo mojego
zejścia. To nie na to miejsce i nie ten czas. Gdzieś tak w marcu
ucieszyłem się nieco, bo Unia Europejska, jakiś tam jej sąd, wydała
wyrok na Google, że jeżeli w wyszukiwarce są elementy, których sobie
użytkownik nie życzy, bo one go realnie obrażają, to Google musi to
usunąć. No to ja wypełniłem jakieś tam papiery, zawnioskowałem, żeby
przeglądarka usunęła wskazane przeze mnie linki, prawnie obrażające mnie
i moją rodzinę. - Dobra, usuniemy – odpowiedziały Google. – Trochę to
potrwa bo mamy już ponad 350 000 zgłoszeń. Mija już ponad pół roku, a
archiwum kapusia, jak wisiało, tak wisi. Ofiary manipulacji, bo tym są
ci, co trafiają na blog kapusia, zazwyczaj wiedzą o mnie mało. Nie
jestem osobą publiczną, więc chroniąc moją prywatność, dostarczam tylko
tyle informacji o sobie ile sam chcę. Tak jest w każdym cywilizowanym
świecie. Niestety, wraz z rozwojem komputeryzacji i internetu rozwinęły
się takie całkiem nowe przestępstwa lub tylko nowe ich formy, jak
mobbing, stalking, czy hejterstwo. Pozorna anonimowość stwarza złudzenie
bezkarności i osoby niezrównoważone psychicznie czują się swobodne w
wylewaniu swoich frustracji, nienawiści do ludzi i pospolitym opluwaniu.
W świecie rzeczywistym wrodzone tchórzostwo powstrzymywało ich od
takich zachowań i te jady tłamsili w sobie, ale tu w internecie jest
cudownie: - "Hulaj dusza, piekła nie ma". I tak to oto właśnie stałem
się kapusiem kapusia. Będę teraz przetrawiał to uczucie bycia kapustą.
Aha... dodam jeszcze, że chory nasz człowiek, kapuś Onk, co to niemalże
nie został bohaterem naszych czasów, omalże drugim Bolkiem, albo
przynajmniej Borusewiczem, pozakładał teczki też innym podejrzanym.
Zapewne bidak ma nadzieję, że dawne czasy ponownie nadejdą, a on wtedy
będzie gotowy i będzie mógł zaprezentować nowemu oficerowi prowadzącemu
swoje archiwum, swoje teczki, które niewątpliwie po wyroku spowodują
wysłanie mnie do łagru na Sybir na następne dwadzieścia lat (jak
dożyję). W tym wszystkim najdziwniejsze jest to, że tak na prawdę ja
bardzo lubię kapustę. Oczywiście najbardziej tą naszą prapolską –
kiszoną. Ale też zwykłą, białą, czerwoną, którą żona zawsze przyrządza
na święta, a także kapustę włoską i brukselkę. Kapusta według dietetyków
jest najzdrowszym warzywem na świecie. Choć są tacy, co twierdzą, że
czosnek. Dla tych co nie kumają: Kapusta = kapuś .
Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/los-kapusia
© Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :) <- Bądź uczciwy, nie kasuj
informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.
Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/los-kapusia
© Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :) <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.
Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/los-kapusia
© Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :) <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.
Mówię wam - będzie wesoło, jak poznacie tą oruńską mendę. Takiego Bolusia w miniaturze, na skalę gnojówki, w której się tarza.
OdpowiedzUsuńLech Zborowski 2015-01-04 [23:05]
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie
Witam w klubie. Wyglada na to, ze mamy tego samego "sympatyka". Jakis czas temu "obibok" zacząl wpisywac bardzo zyczliwe i wyjatkowo dlugie komentarze pod moimi tekstami. To przerodzilo sie z czasem w korespondencje emailową. Rowniez niezwykle zyczliwą do tego stopnia, ze niekonczące sie pochwaly dzialaczy WZZow powodowaly u nas spore zażenowanie. Z czasem w polaczeniu z innymi oznakami spowodowalo to uczucie niepewnosci co do intencji "obiboka". Po rozmowie z WZZowskimi przyjaciolmi zdecydowalem sie na ograniczenie czestotliwosci kontaktow. Wkrotce nasz niepokoj znalazl potwierdzenie w dzialaniu "obiboka". Umiescil on na swym blogu tekst, w ktorym pod przykrywka niezgodnosci z moim pogladem przypuscil atak na dzialaczy WZZow. Dostalo sie nie tylko mnie, ale tez Joannie Gwiezdzie, Annie Walentynowicz i paru innym. Nawet Rozplochowskiemu, ktory z WZZtami nie mial nic wspolnego. Byl to najlepszy przyklad najgorszego paszkwilu jaki mozna sobie wyobrazic. Po kilku latach niezliczonych pochwal okazalem sie "lokajem Borusewicza", a moi przyjaciele "zdrajcami i zaprzancami". Jestem juz od dawna uodporniony na takie rzeczy wiec skonczylo by sie na usmiechu politowania gdyby nie atak "obiboka" na Anne Walentynowicz. Napisal o niej, ze "ma zszargany wczesniejszy zyciorys" i "NALEZALA DO SITWY HERSZTA O KRYPTONIMIE TW. BOLEK"(!)
O jego klasie wiele mowi fakt, ze umiescil ten paszkwil w tym samym czasie, bezposrednio pod tekstem o pochowaniu swej zmarlej matki.
Napisalem wiec mu, ze nawet jezeli on sam nie czuje takiej potrzeby to ja uszanuje czas jego zaloby i nie ustosunkuje sie w tym momencie do jego plugawych atakow.
To co mnie jednak martwi to fakt, ze dzisiaj jest on aktywnym komentatorem na blogu A.Sciosa i obawiam sie, ze po czasie odpowiedniego uwiarygodnienia sie pan Scios znajdzie sie na celowniku.
Pozdrawiam
Lech Zborowski
kwintesencja
OdpowiedzUsuńLegiony kapo "end" tym podobni, nie wyparowały. "Kameleony" dostosowały się do środowiska i "grasują". Są coraz bardziej bezczelni, bo obecna "Wadza" jest podobna do nich. My w mniejszości, mamy problem. Niestety, musimy czekać do "żniw" kiedy kąkol zostanie oddzielony od zboża. "A Nadzieja niech wstąpi w nas, uwierzmy kolejny raz. W jeszcze jedno Boże narodzenie... Przyjdź tu do nas i z nami trwaj. Wbrew tak zwanej ironii losu...". To słowa jednej ze współczesnych kolęd. Widzimy, że musimy liczyć tylko na siebie i na Sąd Ostateczny, przed którym nawet kapuś nie ucieknie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńtrawa 2015
Bo na Oruni to niestety najgorsze męty mieszkają, taka prawda. Wstrząsający tekst, ale nagłaśnianie tego podłego procederu to chyba rzeczywiście jedyna rada. Proszę się trzymać, pozdrawiam.
Panie Januszu
OdpowiedzUsuńGdyby istniało realne zagrożenie bezpieczenstwa Pana lub Pańskiej rodziny prosze o kontakt
jako były żołnierz FORMOZY potrafie temu zaradzic.