Tym razem nic nie piszę o tych wszystkich zdrajcach, Bolkach, Borsukach, czy Obibokach. Oni też mieli spory udział w tym, by Trójmiasto stało się tym, o czym piszę.
Ale to temat na osobną opowieść... Choć oczywiście - szuje na zawsze pozostaną szujami.
Znawcy tematu dzisiaj, a profesjonalni historycy dziejów najnowszych w przyszłości, pewnie przyznają mi rację, że szeroko pojęty Gdańsk, czyli Trójmiasto z przystawkami od Tczewa do Wejherowa i po Kartuzy, to nasze polskie, domorosłe Chicago lat dwudziestych ub. wieku.
O wyleganiu się pierwszej, polskiej mafii, gdańskim tyglu, gdzie miejscowa, cinkciarska gangsterka sterowana ściśle przez ubeckie i wojskowe służby, powiązana z nowymi politykierami z których urosła niesławna KLD a potem PO i młodymi wilkami biznesu, jak również starymi wyjadaczami palestry, skorumpowanymi do cna, bratały się i podziwiały wzajemnie, świadcząc sobie grzeczności i usługi.. Nawet nasz kościół z biskupami mieszał się w tym tyglu...
Pisałem, gwoli przypomnienia, między innymi tutaj [http://niepoprawni.pl/blog/7787/przemytnicy-i-cinkciarze ] tutaj [http://niepoprawni.pl/blog/7787/mafia-powstala-w-trojmiescie-tak-jak-obecny-rzad ], gdzie opisałem śmierć pierwszego mafijnego bossa, ojca założyciela polskiej camorry, Nikodema Skotarczaka, powszechnie znanego jako Nikoś. Ten uśmiechnięty, elegancki i kulturalny, mimo braku wykształcenia, gangster zatracił się i zapomniał, że ponad cała polską przestępczością stoją, jak zawsze, ruskie, łyse niedźwiedzie. Z KGB i GRU na czele. I nie robił na nich wrażenia honorowy medal Gdańska przyznany przez władze. Po prostu strzelili mu w łeb, gdy wszedł im w paradę.
Dokładnie, jak teraz, w aferze Amber Gold, której proces rozpoczął się w pierwszy dzień wiosny, 21 marca 2016 (po czterech latach śledztwa, gdzie sam akt oskarżenia liczy 9000 kart). A wszyscy dziwnie milczą i zbaczają z tematu. Czyżby ruscy zabójcy Nikosia nadal byli aktywni?
To nie historyczny, a obecnie siermiężny i raczej robotniczy Gdańsk był stolicą mafii i brudnych interesów, a nowoczesna, marynarska Gdynia.
A ja, od lat sześćdziesiątych, praktycznie od kiedy przestałem być naiwnym chłopakiem, ocierałem się, wówczas nieświadomie, o tą zorganizowaną, rodzącą się gangsterkę. Znajomość takich facetów, jak Migdał, Anioł, Kajtek, czy Śruba pozwalała spokojniej żyć i dawała pewne poczucie bezpieczeństwa.
Dodam jeszcze, że moim orłowskim sąsiadem była Mariusz (obecnie Marius) Olech, onegdaj taki sobie pętak, a obecnie milioner od podejrzanych interesów, o którym dalej też będzie mowa [ http://www.forbes.pl/artykuly/sekcje/Wydarzenia/czlowiek-z-trojmiasta,30... ].
A jak już zostałem marynarzem, to życie i egzystencja były by niemożliwe bez pomocy cinkciarzy, którzy wymieniali nasze skromne złotówki na walutę: marki, franki, czy dolary i odwrotnie. I nie wiedział człowiek wówczas, że te chłopaki spod Pewexu, kina Warszawa i Baltony, były ścisle nadzorowani przez specjalny wydział służby bezpieczeństwa.
No i piękny Hamburg... Ulubiony port "na zachodzie" polskich marynarzy. Tu robiło się zakupy do domu, ale także kupowało się jeansy, czy cyfrowe zegarki, by dorobić do opłakanie skromnej, marynarskiej pensji.
A kupowało się ten marynarski chłam u tak zwanych "żydów", co jak się później okaże, było zagraniczną centralą polskich służb i co wyszło na jaw przy akcji "Żelazo", kariery Nikosia, czy powiązań Mariusza Olecha i organizacji amberowskich linii lotniczych OLT.
Teraz, po kilkudziesięciu latach, mogę sobie wreszcie to wszystko poukładać, powiązać koniec z końcem i spojrzeć nieco inaczej na ludzi o których się otarłem: dzisiaj już świętej pamięci Szwarcenegera i Nikosia, czy rodziny Olechów. Oraz na tych, których jeszcze dzisiaj nie wymienię, bo ciągle mają się świetnie. I ciągle są groźni.
Jako mała migawka z przeszłości, wspomnę, że pogrzeb zastrzelonego gangstera "Nikosia", Nikodema Skotarczaka koncelebrował gdański arcybiskup Gocłowski.
Dlaczego tutaj, przy aferze Amber Gold wspominam tamte czasy?
Bo pragnę uświadomić, że występuje tu proces ciągły. Działalność ubecji i cinkciarze już w latach sześćdziesiątych; tworzenie mafii w latach osiemdziesiątych; transformacja obfitująca wysypem szemranych "przedsiębiorców"; gdański desant polityczny z niesławną KLD na czele i obecnie warowny bunkier Platformy Obywatelskiej, stanowią spójny, historyczny proces, który do dzisiaj nie daje się złamać.
Gdy patrzymy na początki gangsterskiej kariery Nikosia i innych, to przewija się postać tajemniczego szefa, który na wszystkim trzyma łapę, o wszystkim decyduje i w półświatku (i nie tylko), cieszy się powszechnym szacunkiem. Wiadomo na pewno, że jest to prawnik. Raz nazywany mecenasem, czy adwokatem, ale też słyszało się: - pan sędzia.
Ta postać do dzisiaj nie została ujawniona. Jest wyraźnie kryta. Powiedzmy sobie - taki lokalny delegat, znacznie wyżej postawionych ważnych ludzi.
To tak, a propos, ciekawostka naszych czasów: - istnieje Antoni Macierewicz, Zbigniew Ziobro i Mariusz Kamiński, a ze sfer pozarządowych – Cezary Gmyz, Witold Gadowski, czy Anita Gargas, ludzie, których cenię, a nawet podziwiam, a mimo tego bardzo wielu informacji nie ujawnia się publicznie.
Przy aferze Amber Gold, tej części, która była klasyczną piramidą finansową, nie ujawnia się tożsamości, powiedzmy, pierwszych pięćdziesięciu klientów będących na szczycie tej piramidy i wiemy, że jak zawsze, to oni są beneficjentami tej oszukańczej struktury. No i gdzie jest te pozyskane od 18 tysięcy klientów 850 milionów złotych?
Zaraz mi tutaj lokalni patrioci wyskoczą z uwagą, że oni też u siebie mieli mafijne układy. To prawda. Był (i jest?) układ warszawski z nietykalną zdobywczynią nieswoich kamienic HGW. Układ ślaski, albo węglowy, albo paliwowy, przez który zginęła spanikowana działaczka SLD Barbara Blida, za co idiotycznie oskarżono ministra Ziobro. Jest też układ wrocławski, ze ścierającymi się Schetyną, Protasiukiem i Dutkiewiczem.
No i szereg (chyba nie jeden...) układów krakowskich, gdzie właśnie teraz zdurniała z nienawiści do prezydenta Dudy kobiecina, niejaka Katarzyna Kukieła, niewątpliwa osoba z mafijnego układu, lecz i także aktywistka KODu, chlapnęła jadowitym jęzorem na twitterze, a teraz boi się okropnie mafijnych towarzyszy, że za bełkotanie zostanie ukarana.
To prawda, takich lokalnych układów jest dużo. Ale zapewniam, tak bezczelnych i szkodliwych, jak mafia trójmiejska, ze swoją polityczną czapą (kryżą z ukraińska) chyba nie ma.
Powróćmy więc do Amber Gold...
Poważni ludzie, w Polsce, Rosji i na Ukrainie, uzyskali informację, ze kroi się poważny interes, bo platfusie, teoretyczne Państwo Polskie tak kombinowało, że za przyzwoite grosze będzie można przejąć narodowego przewoźnika lotniczego PLL LOT.
Tego fragmentu operacji pilnuje ukraiński magnat, gangster i Żyd, Ihor Wałerijowicz Kołomojski, który już przejął część cywilnego lotnictwa na Ukrainie, a z pomocą orłowsko – hamburskiego biznesmena Mariusa Olecha, chciał przy pomocy dumpingowych linii OLT (nota bene, miejsca zatrudnienia młodego Michała Tuska) doprowadzić do przejęcia LOTu.
Jest też drugi, niezmiernie ważny powód, dla którego warto zainwestować i stworzyć piramidę finansową Amber Gold. To dosłownie tony trefnych ruskich kruszców – złota i platyny, czego poważni zachodni finansiści nie chcą dotykać, chocby w rękawiczkach. No, ale jakby to się dało wyprać w Amber Gold...
Czy tutaj sprawy pilnował może obywatel Izraela Rabinowicz? Acha... Kołomojski też jest obywatelem Izraela, jako, że posiada trzy paszporty.
Mimowolnie nasuwa się na myśl inny wielki przekręt, który miał miejsce na początku lat dziewięćdziesiątych, gdzie też Polska i Polacy byli ofiarą i gdzie występowało analogiczne trio: Rosja – Ukraina – Izrael.
To słynny oscylator Bagsika – afera Art-B. A panowie Bagsik i Gąsiorowski, to również żydowsko-ukraińsko-ruskie towarzystwo. No... może jeszcze niemiecko – szwajcarskie.
Czyżby zawsze w wypadku wielkich afer bylibyśmy rozgrywani, jak dzieci przez połączone siły KGB, GRU i Mossadu?
Oczywiście z zatrudnieniem miejscowych służb i politycznych ludzi do wynajęcia.
A więc reasumując: - głównym celem tego, co nam się objawiło, jako wierzchołek góry lodowej pod nazwą "afera Amber Gold", było przejęcie cywilnego ruchu lotniczego w Polsce i wypranie wielkiej ilości ruskiego złota i platyny.
A, że przy okazji narżnięto 18 tysięcy Polaków i zarobieno 300 milionów dolarów... Cóż... obywatele polscy sami sobie są winni, bo są chciwi i głupi. Proszę wybaczyć, ale w takich interesach nie ma sentymentów.
Wyszukano więc i wybrano parę rzezimieszków po wyrokach – "złotego chłopca", Marcina P. I jego kreatywną małżonkę. Żeby nie było żadnych wątpliwości – to autentyczne słupy, które za sowitą zapłatą miały dać twarz całej operacji. Powiedzmy – "trzy lata posiedzicie, a potem cały świat dla was za np. trzy miliony dolarów. Tylko nie zapominajcie – ani mru, mru, bo nikt na cmentarz przychodzić nie będzie".
Małżeństwu P. otwarto specjalny szlak, wykorzystując zaprzyjaźnione ważne osobistości z polityki, urzędów i służb. Gdzie zwykły obywatel załatwiałby coś przez rok, a może nawet i dwa, Marcin P. załatwiał w jeden dzień. Pilnowano, żeby nie było zbędnych pytań (P. był karany, co go na wstępie dyskwalifikowało), nie żadano zbytecznych papierów, a prawni asystenci dbali o płynny przebieg operacji.
Jednocześnie rozpoczęto iście amerykańską operację marketingowo – reklamową. Lokalizacja firmy w Warszawie tuż przy Ministerstwie Finansów; tysiące wielkogabarytowych plakatów i banerów z udziałem zaprzyjaźnionych polityków. Prasa i telewizja, na czele z Gazetą Wyborczą, TVN i Polsatem zasypane reklamami, a ich dziennikarze piejący z zachwytu.
Jakże nie miał się dać złapać na haczyk zwykły Polak, jak widział ciągnącego za linę odrzutowca OLT, przez prezydenta Gdańska Adamowicza? I jak wiedział, że w tymże OLT premier Tusk zatrudnił swojego syna?
Przecież to pewne 16% zysku, a przy stolikach szeptano nawet o trzydziestu, czterdziestu procentach...
Ta właśnie Gazeta Wyborcza, jak się już sprawa wywaliła, rozpoczęła własne śledztwo. Nie dało się ukryć i zaprzeczyć, że małżeństwo P. to słupy i drobnica. Ogłosili wówczas dmąc w fanfary, że Amber Gold to dziecko słynnego w Trójmieście gangstera Tygrysa, znanego bursztyniarza; pana C., króla trójmiejskich hipermarketów oraz wspomnianego hamburskiego, szemranego biznesmena Mariusa Olecha.
A to klasyczna ściema, jak przy innych aferach. Pokaże się paru nadzianych kolesi, którzy wprawdzie nie są planktonem, jak małżeństwo P., ale też nie są rekinami, lecz co najwyżej leszczami. Taka taktyka informacyjna, stosowana w Polsce wielokrotnie, miała dawać opinii publicznej satysfakcję rozwikłania sprawy, jednocześnie chroniąc prawdziwych złoczyńców i ich wysoko-postawionych pomagierów.
Czy w aferze podsłuchowej takim właśnie leszczem nie jest biznesmen Falenta? A tu mieli być właśnie Tygrys, biznesmen C. i Olech.
Czy usłyszymy cokolwiek, w ramach toczącego się procesu sądowego o prawdziwych założeniach i celach projektu pod nazwą Amber Gold i linie OLT? Czy znowu politycy, tym razem PISu pozwolą przyschnąć sprawie, a brudy wyrzucić do spalarki. A sądy, nasze kochane posłuszne sądy zrobią to co zawsze trzeba?
Dziwię się tylko naszym niezależnym dziennikarzom. I Gmyz i Gadowski, oraz spora grupa innych, na sto procent wiedzą, jak było na prawdę.
Czy im też, jak małżeństwu P., ktoś naprawdę silny i niebezpeczny kazał się zamknąć i siedzieć cicho?
Bo...
.