wtorek, 9 czerwca 2015

Ech... gdzie czasy, jak sadzalismy na odwróconym taborecie

 
Siedzieli sobie jak zwykle na dyskretnej ławeczce, twardej i niewygodnej, ale za to tak prostej, że nie można tam było ukryć żadnego mikrofonu, czy innego wynalazku. Krzaki i park skutecznie ich zasłaniały przed kamerami, teleobiektywami, mikrofonami kierunkowymi i wrażymi satelitami. A drony, czy helikoptery było słychać z daleka.
Panowała zielona cisza.

   -  Patrz! Krety biją! – wrzasnął podekscytowany Szczurowaty.

Szczurowaty łatwo się ekscytował, a był tak nazywany poza plecami ze względu na jego garbaty ruchliwy nos, który był stale wilgotny. W swoim parszywym życiu nawąchał się sporo kresek, by wytrzymywać liczne wielogodzinne przesłuchania.

   - Pieprzysz. W czerwcu? – odparł ten drugi na ławce, w pewnym sensie nieco bardziej wykwintny. Można powiedzieć – stara dobra szkoła.

  - No jak nie, jak tak – upierał się kurdupel – mówię ci, to przez ten pieprzony internet. Powoduje te... no, anomalie.

Dumny był ze swojego obszernego zasobu egzotycznych słów, które kochał, zazwyczaj bez sensu, wtrącając w każdą wypowiedź. Rekompensowało to jego kompleks powodowany ukończeniem tylko sześciu klas szkoły podstawowej. No, ale potem przecież był WUML. I oczywiście Legionowo.

- Ten internet to o kant potłuc – wnerwił się wykwintny – wpieprzyli mnie w niego i umoczyłem pięćdziesiąt kawałków twardego szmalu.Chociaż uczciwie mówili, że kokosów nie będzie. Ale szkoda. Forsa moja, niemoja, ale zawsze. A ty coś z tego skręciłeś?

- I co teraz będzie? – martwił się Ruchacz (tak nazywał się Szczurowaty na prawdę) – Już zaraz wszystko pizdnie. A jak, nie daj Boże, tfu, ci antysystemowcy się dorwą do miodu, to nas rozwalą. Nie powiem, że nie mają podstaw. Aż taki cyniczny i głupi nie jestem. Ale zawsze.

- Ja ciebie do tego nie wciągałem. Mogłeś sobie w tych pomidorach siedzieć. Źle ci było panie ekonomie? To ty za mną latałeś i naciskałeś szefostwo, bo podobno wenę poczułeś – zaśmiał się płk. Mglisty, bo on, wzorem dobrych kagiebistów pozował na Stirliza z pamiętnego filmu "11 mgnień wiosny", podkreślając swoją wyjątkową wykwintność.

   Po prawdzie sytuacja wcale nie była w najmniejszym stopniu radosna. Można nawet powiedzieć więcej, była parszywa. Dostali ostro w dupę i kto wie, może trzeba będzie w końcu zapłacić. Jedyne z tego dobre, że raczej to nie będzie jakaś Kołyma, czy inny Sybir. Już te ruchy praw obrony człowieka, które kiedyś namiętnie tworzyli, zadbają o to, by mieli trzy posiłki, niezbyt twarde kojo i spacerniak codziennie. A internet niech sobie w d. wsadzą. Obejdzie się.

- Taaa... – rozmarzył sie Ruchacz – początek dziewięćdziesiatych to był raj. Dostałem z funduszu operacyjnego trochę forsy i sprzętu, a z Singapuru przywiozłem sobie dwadzieścia magnetowidów i pięć tysięcy kaset VHS. Trzaskałem video, aż miło. Miałem dobrego dostawcę z Tel-Avivu i tego Żyłę od Żelaza, pamiętasz, z Hamburga. Pornoli natłukłem tyle, że już od tego czasu nie mogę patrzeć na baby.

- Ty się do mnie nie przysuwaj, zboczeńcu – warknął pułkownik – i pieprzysz głodne kawałki. Raj to był pod koniec osiemdziesiątych. Ten oto Schaffhausen Portugieser – podwinął rękaw demonstrując zegarek  - rocznik 37, wartość kolekcjonerska 40 twardych patyków,kupiłem w naszym sklepiku przy KC za sto złotych, bo idiotom Schaffhausen pomylił się z DDRowskim Glashute i oczywiście nie odróżnili platyny od stali. A jak mi więźniowie chatę budowali, ten mój dworek, za friko... No i te podróże... Ameryka, Australia, Hawaje nawet.

Zamilkli na chwilę, zatopieni w ich świecie, który bezpowrotnie przeminął. Teraz już lepsze cwaniaki grają ten mecz. Oni, stara szkoła już nie są na szczycie. Tamci sobie stacje telewizyjne otwierają, a dla nich jakiś marny internet. A miało być dla wnuków i prawnuków...

- Ty, a jak się dobiorą do Bronka? – wyszeptał, wyraźnie zaniepokojony Szczurowaty – nie był za twardy... może coś chlapnąć?

- Tu się kolego nie masz czego martwić. Martw się o siebie. Już dobrzy doktorzy zadbali by z wiekiem pamięć zaczęła szwankować. Może trochę szybciej, ha, ha, ha, bo może ma za duży poziom cholesterolu.

Mglisty omalże się nie zachłysnął z tych głupich strachów Ruchacza. Ale on zawsze taki był – mały człowieczek, do małych spraw. Dziwki, pornole, trochę koki. Taki kapral, co nigdy by oficerem nie został, bo nie miał sznytu, sprytu i jaj. Ale przydawał się czasami. Wrzeszczeć i bluzgać potrafił. I lody, małe, bo małe, kręcić. Przydawał się. Mglisty zawsze uważał, że trzeba mieć dużych i małych. Równowaga w przyrodzie, jak to tłumaczył właściwym kumplom przy kielichu koniaku i cygarze.

Nagle zafurkotało mu w marynarce. Wyciągnął swój ściśle tajny telefon marki Blackberry, którego podobno żadne służby nie mogły rozszyfrować, ale jak ostatnio był na Kremlu i o tym mówił, to towarzysze tylko rubasznie się roześmieli i poklepali protekcjonalnie po plecach.
Słuchał w skupieniu, czasami tylko przerywając: - tak... tak... tak, toczno. A na koniec rozmowy się roześmiał i wytarł batystową chusteczką zroszone potem czoło i kark.

- No i nie masz już co się martwić tym internetem Szczurowaty, sorry, Gruchacz. Wprawdzie nie udało ci się – westchnął i pokiwał głową – lecz poważni ludzie zwrócili na to uwagę. A Rado, sam już dosyć wściekły na tą internetową hołotę co to mu dronami nad chałupą latają, dostał kategoryczne polecenie rozprawienia się z tym szambem. No i teraz przypieprzymy im. Zanim nadejdą te parszywe wybory, to internet nie będzie już istniał. Za trollowanie będzie pięć lat, a za hejterstwo dziesięć.
No... chyba, ze to będzie z naszej strony, co będzie słusznym działaniem prowokacyjnym, z legalną pieczęcią sędziego.

Roześmiał się wyraźnie rozluźniony.

- Łeb do góry stary zgredzie !


.
.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Najgorszy antysemita – Self-hating Jew


 

Do napisania tej niedługiej notki zainspirował mnie pewien bloger, niejaki Trybeus, nieszczęśnik reprezentujący w sieci silną grupę hejterów, fanatycznych wyznawców popularnej, szczególnie wśród gnuśnej i leniwej gawiedzi, teorii, że wszystkie nieszczęścia, które spotkały naszą biedną planetę, spowodowane zostały przez Żydów.
Mają oni wprost diaboliczną moc czynienia wszelkiego zła, a najgorsze jest to, że skrywają oni swoją tożsamość, działają znienacka i ukrycia i nagle może się okazać, że twoja wieloletnia żona, lub nawet rodzony syn, tak na prawdę są Żydami.

Wspomniany bloger Trybeus należy do popularnej sekty nienawistników. Czegoż to już oni nie nienawidzili?! Zrozumiałe jest, że za tym wszystkim kryli się oczywiście Żydzi.
Nienawidzili i nienawidzą więc Ukraińców, co w przypadku rzeczonego Trybeusa jest zrozumiałe, gdyż sam przyznał, że gdy był mały i nie chciał konsumować smacznej zupki marki Gerber, to babcia go straszyła, że przyjdzie wstrętny dziad – Ukrainiec i go zje zamiast zupki. Wiemy jak silne są takie dziecięce traumy...
Lecz Ukraińcy to przecież w większości Chazarowie czyli Żydzi-nieżydzi. Czyli jeszcze większe świństwo i pomiot niż Żyd pełnokrwisty.
Trybeusy nienawidzą szczepionek – tego żydowskiego pomysłu na wymordowanie niewiniątek, w czym się przecież specjalizują. Nienawidzą elektrowni atomowych, bo każdy wie, że atom to żydowskie nasienie. Nienawidzą oczywiście GMO i Monsanto z oczywistych względów – następny wynalazek żydowskiego koncernu, by wszystkich wolnych ludzi pozamieniać na Żydów.
Na czele tego wszystkiego jest Usrael. Demoniczny twór polityczny, który już skrycie rządzi całym światem.

W Polsce najbardziej znienawidzeni są oczywiście PiS i Kaczyński. Czy nikt nie widzi, że to stuprocentowi Semici, sprytnie się maskujący?
A jak i PiS, to i Gazeta Polska i niezależna.pl – oficjalne organy diaspory i menory i tylko popatrzcie sobie, kto tu stoi na czele? Sakiewicz i Targalski! Czy trzeba jeszcze powiedzieć coś więcej?!
Ciekawe jest natomiast, że w tym strumieniu anty-żydowskiej nienawiści nie wspominają nigdy Michnika i Urbana, Blumsztajna, czy Hartmana. Trochę to dla mnie dziwne...

Aż wczoraj wieczorem doznałem olśnienia.
W czasie mojej pracy na Karaibach codziennie miałem do czynienia z fanatycznym nowojorskim Żydem, cruise directorem, Davidem Fisherem.
Jak on nienawidził Polaków! A skąd pochodził? Oczywiście spod Radomia.
Lecz co innego było ciekawe – znacznie bardziej od Polaków nienawidził innych Żydów.
Żydzi od wieków sami się notorycznie nie cierpią. Ba... nienawidzą. Walczą ze sobą, ubliżają. To oni sami wymyślają dowcipy o Żydach. Do tego jeszcze te podziały: Żydzi Aszkenazyjscy i Żydzi Sefardyjscy; ortodoksi, Żydzi Polscy i Żydzi Ruscy. Syjoniści i wrogowie Izraela...
Tyle podziałów, że nigdy nie będą w stanie stworzyć jednolitej wspólnoty, będą walczyć ze sobą, przy okazji winą o to obarczając gojów.
Wniosek jeden i niesłychanie prosty – na Żydów najbardziej plują i wzbudzają nienawiść sami Żydzi.

Studiując potem temat odkryłem wcale nie nowe pojęcie "Self-hating Jew" [ http://en.wikipedia.org/wiki/Self-hating_Jew ]. Z grubsza mówiąc – "Żyd, który sam siebie nienawidzi".
Okazuje się, że to już jest stara sprawa, niemalże historyczna.
"The concept gained widespread currency after Theodor Lessing's 1930 book Der Jüdische Selbsthass ("Jewish Self-hatred"), which tries to explain the prevalence of Jewish intellectuals inciting antisemitism with their extremely hateful view toward Judaism".
Czyli pokrótce – Idea ta znalazła szeroki oddźwięk, gdy Theodor Lessing (niemiecki Żyd, filozof) w 1930 wydał książkę " Żydowska nienawiść do siebie samych", usiłującą wytłumaczyć, dlaczego żydowscy intelektualiści tworzą antysemityzm z ekstremalną nienawiścią w stosunku do Judaizmu.
85 lat temu, przed Trybeusem, poważnie zastanawiano się, dlaczego sami Żydzi tak napadają na siebie.
Kto chce się bardziej wgłębiać, może sobie poczytać opracowania Sander Gilmana, czy Irvinga Louisa Horowitza.

Wniosek jest jeden i bardzo ważny – to nam, Polakom usiłuje się wcisnąć genetyczny antysemityzm i rasizm, podczas, gdy udowodniono, że antysemityzm jest zasadniczo wewnętrzną sprawą Żydów miedzy sobą.
Oczywiście byłoby fałszem stwierdzenie, że w historii Żydzi nigdy sobie tak nie nagrabili u gospodarzy, którzy ich przyjęli, żeby w pewnym momencie nie wzbudzić uzasadnionej nienawiści do siebie. Lecz były to zazwyczaj procesy krótkotrwałe, nie utrwalające się w tradycji danego narodu.
Tak samo było w Polsce. Mówienie dzisiaj w Polsce o polskim antysemityzmie jest śmieszne i głupie. Taki problem nie istnieje!

Zaraz, zaraz! Ktoś wykrzyknie. A ten przykładowy Trybeus i cała ta zgraja internetowych hejterów?
To żaden problem i proste jak drut. Żeby aż tak nienawidzić Żydów trzeba samemu być Żydem zgodnie z teorią "Self-hating Jew".
Polska długo była tyglem narodów. Jeszcze przed II WŚ Żydzi stanowili znaczącą część narodu. Wielu z nich się zasymilowało i przeszło na katolicyzm. Powstało wiele mieszanych małżeństw. Żydów talmudycznych jest w Polsce niewiele, lecz żydowskich potomków jest całe mnóstwo. Zresztą często nawet nie zdających sobie z tego sprawy.

Albo skrzętnie skrywających rodzinną tajemnicę.
Miałem kolegę Jacka, syna kapitana, który też ukończył Politechnikę Gdańską. A potem bardzo szybko wyjechał do Stanów Zjednoczonych.
Porzucił śmiertelnie w nim zakochaną dziewczynę. Ta odnalazła go w Nowym Jorku i pojechała do niego. Wróciła zrozpaczona i opowiedziała nam, że Jacek już ma swoją firmę, jego przyjazd i duża pomoc była uzgodniona z silną gminą żydowską, w której rodzina Jacka stanowiła ważny element. I tak to Jacek, katolik w Polsce, w Nowym Jorku stał się ortodoksyjnym Żydem.

Taki Trybeus nawet nie musi sobie zdawać sprawy, że ma żydowską krew, lecz ma w sobie tą genetyczną pamięć, która rozkazuje mu z całej siły nienawidzić innych Żydów.

Tak to właśnie tworzy się mit, że Polacy są antysemitami, podczas, gdy to Żydzi prowadzą odwieczną wojnę między sobą.
Polscy Żydzi z polskimi Żydami.


.